poniedziałek, 16 czerwca 2014

Artykuł z gazetki dla dzieci i rodziców - Wyprawa ku sercu Ziemi

Potocznie mówi się, że pogoda sprzyja tym, którzy na to zasłużą. Przez ostatnie miesiące najwidoczniej pracowaliśmy wyjątkowo ciężko, gdyż po kilku dniach ulew, porywistego wiatru i gradobicia 19 maj przywitał nas piękną słoneczną pogodą.
Po znacznie wcześniejszym niż zwykle śniadaniu wsiedliśmy do autokaru i wyruszyliśmy w długą drogę prowadzącą wprost w ramiona niezwykłej przygody. Podróż była nieco nużąca. W końcu nie każdy przedszkolak byłby w stanie usiedzieć w autokarze przez trzy godziny. Nasze dzieci dały radę. Jedynie od czasu do czasu to z przodu to z tyłu padało pytanie Daleko jeszcze? Przy piątym, lub dziesiątym razie nauczeni wcześniejszym doświadczeniem uczestnicy naszej wycieczki gremialnie udzielali odpowiedzi „taaaak” tylko po to, by za mniej więcej 3-4 minuty zapytać Daleko jeszcze?
Kopalnia w Tarnowskich Górach wyłoniła się nieoczekiwanie spośród raczej lekko pagórkowatych niż górzystych krajobrazów. No cóż, nazwy miejscowości w Polsce potrafią nieźle namieszać w głowach. Jadąc niektórzy obawiali się, że będą musieli wspinać się po łańcuchach a tu taka niespodzianka…
Wspólnie z przewodnikiem zwiedziliśmy muzeum, w którym dowiedzieliśmy się,  jak wyglądała praca w dawnej kopalni a później podzieleni na mniejsze około 15 osobowe grupy wskoczyliśmy do windy i udaliśmy się do wnętrza Ziemi. Nasze panie dostały kaski. Jedna z nich zastanawiała się nawet po co. Przecież w razie potrzeby mogłaby się schylić, ale kiedy po raz pierwszy, trzeci i piąty obtarła nim o niskie sklepienie skalnych korytarzy pokochała swoje plastikowe nakrycie głowy.
Szliśmy wąską, słabo oświetloną kamienną ścieżką wykutą w skale. Jedna osoba za drugą. Dookoła było ciemno i cicho. Nagle, gdzieś w oddali usłyszeliśmy odgłos walących się kamieni oraz wołania o pomoc. Myśleliśmy, że zostaniemy w kopalni, na szczęście ktoś zauważył głośnik… Ale nas nabrali!!!
Tuż za starą sztolnią  wsiedliśmy do dwóch łodzi. Płynęliśmy nimi wsłuchani w plusk podziemnej rzeki. Kiedy ponownie znaleźliśmy się na stałym lądzie weszliśmy w bardzo wąski i bardzo, bardzo niski korytarz. Szliśmy wyprostowani, ale pani musiała przykurczyć nogi. Szła za nami i jęczała, że będzie miała zakwasy… Biedna pani. Jest już taka stara…
Nieoczekiwanie niski tunel przeistoczył się w ogromną, niezwykle ciemną grotę oświetloną jedynie niewielkimi, trzepoczącymi płomykami kilku świec. Stanęliśmy przy metalowej barierce i wpatrywaliśmy się w ciemność… Nagle zza jednego z głazów wyłoniła się jakaś postać. Szła skryta w ciemności, postukiwała kilofem i coś mówiła pod nosem. Kiedy znalazła się w zasięgu światła okazało się, iż jest to Skarbnik – duch kopalni. Starzec opowiedział nam swoją historię i nakazał wracać na górę. Tak też zrobiliśmy.
Kiedy na nasze twarze padły ciepłe promienie słońca zrozumieliśmy jak zimno było na dole. Zrzuciliśmy kurtki, bluzy, kamizelki, czapki, szaliki, apaszki i ruszyliśmy w stronę skansenu umiejscowionego obok kopalni. Okazało się, że nie jesteśmy sami. Towarzyszył nam mały głód, który z każdą minutą robił się coraz większy. Nadszedł czas na obiad. Pojechaliśmy do prawdziwej restauracji z pięknie udekorowanymi stołami. Czuliśmy się tacy dorośli… Zjedliśmy prawie wszystko i ruszyliśmy dalej. Czekało na nas Muzeum Chleba.
W drzwiach powitałą nas pani ubrana w strój ludowy. Jeden z chłopców na jej widok zanucił To jest ta gorąca krew, to jest nasz słowiański zew. Chcieliśmy wszyscy się do niego przyłączyć, ale bez pracy nie ma kołaczy… Poszliśmy piec bułeczki. Potem zwiedzaliśmy, słuchaliśmy, oglądaliśmy różne stare rzeczy. Pani pokazała nam śliczną porcelanową miseczkę. Wiecie co to było? Nocnik. Widzieliśmy też dawne narzędzie tortur – dyscyplinę. Dowiedzieliśmy się, że w nocy dzieci odcinały od niej rzemyki, żeby lanie mniej bolało. Dobrze, że mama z tatą nie mają takich sprzętów… Obejrzeliśmy również fragment teatrzyku o chlebie. Kiedy wyszliśmy z sali kinowej poczuliśmy piękny, nęcący zapach, który złapał nas za nos i nie pozwolił iść dalej. Ktoś wyjął z pieca nasze bułeczki!!! Pobiegliśmy, aby nikt nam ich nie zjadł. Wyglądały wspaniale – rumiane i wyrośnięte. Mieliśmy zabrać je rodzicom, ale nie mieliśmy ich gdzie schować. Na szczęście ktoś powiedział, że można je przewieść we własnym brzuchu… Mamo, tato musicie nam uwierzyć na słowo – były pyszne.  Przed wyjazdem zajrzeliśmy jeszcze do sali starej szkoły z pulpitami, tabliczkami i kałamarzami. Popisaliśmy trochę dziwnymi rysikami i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Myślicie, że po takim dniu usnęliśmy w autokarze? Zabawne… Prawie nikt nie spał, za to wieczorem mogliśmy iść spać trochę później bo każdy rodzic bez problemu uwierzył, że drzemka powycieczkowa trwała przynajmniej od Częstochowy do Tuszyna.
Ryszard Kapuściński w swej pracy „Podróże z Herodotem” stwierdził, że istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. Z przyjemnością stwierdzamy, że jesteśmy zakażeni, bo już nie możemy doczekać się kolejnych wycieczek :-)


"Węglowa rodzinka" - wiersz Marii Terlikowskiej
 

To węglowa jest rodzina:
parafina, peleryna,
duża piłka w białe groszki,
i z apteki proszek gorzki,

i ołówek w twym piórniku,
i z plastiku sześć koszyków
gąbka, co się moczy w wodzie,
i benzyna w samochodzie,                                              
czarna smoła, biała świeca-                           
to rodzina węgla z pieca.

Widzę już zdziwione miny..
- Co ma węgiel do benzyny?
- Czy jest z węglem spokrewniona
gąbka miękka i czerwona?

Otóż właśnie- wiem na pewno,
że jest jego bliską krewną:
węgla jest po odrobinie
w parafinie, w pelerynie,
w białej piłce w duże groszki
i z apteki- w proszku gorzkim,
i w ołówku w twym piórniku,
i w koszyku tym z plastyku...
Nawet świeczki, te z choinki-
to też węgla są kuzynki.

Lecz wśród wielkiej tej rodziny,
wśród kuzynów i rodzeństwa,
nie ma ani odrobiny
rodzinnego podobieństwa.

Węgiel jest jak czarna skała,
koszyk żółty, świeca biała.
Skąd się wzięły te różnice?
O! To już są tajemnice,
które kryją się w fabryce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz